Na ścianie pokoju, w którym
mieszkał mały Tomek, wciąż wiszą ogromne plakaty
Petera Schmeichela. Ambitny chłopak dorastając,
spoglądał na wizerunek słynnego bramkarza Mancheteru
United i wyobrażał sobie, że kiedyś pójdzie w jego
ślady. Marzenia spełniły się. Wczoraj Tomasz
Kuszczak (24 l.) został "czerwonym diabłem".
Nowy bramkarz MU od dzieciństwa przejawiał niezwykłe zdolności akrobatyczne.
- Tomek rzadko sprawiał kłopoty wychowawcze, choć pamiętam, że i on raz dostał od żony ścierką po głowie - opowiada ojciec piłkarza Mirosław. - Wtedy szybko wpadł na pomysł, jak przeprosić matkę. Stanął na rękach, podszedł do niej i pocałował ją w kostkę!
Bramkarzem Kuszczak został nieco przez przypadek.
- Na pierwszych zajęciach w Śląsku Wrocław trener wybrał dla niego właśnie tę pozycję. Tomkowi się spodobało, wkrótce jego idolem został Schmeichel - wspomina pan Mirosław.
Być może Kuszczak byłby kolejnym zmarnowanym w Polsce talentem, gdyby nie jeden z działaczy Śląska, który pewnego dnia wsadził kilku piłkarzy do autokaru i pojechał z nimi na testy do Niemiec. Sam, bez rodziny, nie znając ani słowa po niemiecku 17-letni Tomek spędził 8 miesięcy w drużynie młodzieżowej KFC Uerdingen.
W 2000 roku wydawało się, że młody Kuszczak złapał Pana Boga za nogi. Wypatrzyli go łowcy talentów z Herthy Berlin. A już rok później razem z reprezentacją Polski do lat 19 wywalczył w Finlandii mistrzostwo Europy. Jednak w finale Kuszczak nie zagrał, pauzował za żółte kartki.
Po tej imprezie zaczął się trudny okres w jego karierze. W trakcie czterech sezonów w Hercie nie zagrał ani jednego meczu ligowego. Najczęściej był nawet nie drugim, ale trzecim bramkarzem.
- Mam już tego dosyć, chcę zmienić otoczenie. W Berlinie szansę dawano wszystkim, tylko nie mnie - irytował się w 2004 roku.
Wkrótce potem pojechał na obóz bramkarzy do Anglii. Pokazał, co potrafi i szybko dostał dwie oferty, z WBA i Boltonu. Wybrał ten pierwszy klub.
Przez jakiś czas wydawało się, że trafił z deszczu pod rynnę, bo ciągle był tylko rezerwowym Russela Houlta. W końcu, we wrześniu 2004 r., doczekał się debiutu. WBA zremisowało 1:1 z Fulham, a Kuszczak został wybrany do "11" kolejki!
- To było dla mnie ogromne przeżycie. W bramce Fulham grał Edwin Van der Saar, a to przecież żywa legenda. Podałem mu po meczu rękę - opowiadał podekscytowany Kuszczak, nie wiedząc, że po dwóch latach zostanie klubowym kolegą słynnego Holendra.
Potem Polak bronił coraz częściej i coraz lepiej. W spotkaniu z Manchesterem United w jednej z ostatnich kolejek sezonu serią fenomenalnych interwencji uchronił zespół przed porażką, a w konsekwencji przed spadkiem z ligi.
- To był chyba przełomowy mecz w mojej karierze - mówił później.
Miał rację. Zachwycony nim trener MU, Alex Ferguson właśnie wtedy postanowił ściągnąć polską rewelację na Old Trafford.
Nowy bramkarz MU od dzieciństwa przejawiał niezwykłe zdolności akrobatyczne.
- Tomek rzadko sprawiał kłopoty wychowawcze, choć pamiętam, że i on raz dostał od żony ścierką po głowie - opowiada ojciec piłkarza Mirosław. - Wtedy szybko wpadł na pomysł, jak przeprosić matkę. Stanął na rękach, podszedł do niej i pocałował ją w kostkę!
Bramkarzem Kuszczak został nieco przez przypadek.
- Na pierwszych zajęciach w Śląsku Wrocław trener wybrał dla niego właśnie tę pozycję. Tomkowi się spodobało, wkrótce jego idolem został Schmeichel - wspomina pan Mirosław.
Być może Kuszczak byłby kolejnym zmarnowanym w Polsce talentem, gdyby nie jeden z działaczy Śląska, który pewnego dnia wsadził kilku piłkarzy do autokaru i pojechał z nimi na testy do Niemiec. Sam, bez rodziny, nie znając ani słowa po niemiecku 17-letni Tomek spędził 8 miesięcy w drużynie młodzieżowej KFC Uerdingen.
W 2000 roku wydawało się, że młody Kuszczak złapał Pana Boga za nogi. Wypatrzyli go łowcy talentów z Herthy Berlin. A już rok później razem z reprezentacją Polski do lat 19 wywalczył w Finlandii mistrzostwo Europy. Jednak w finale Kuszczak nie zagrał, pauzował za żółte kartki.
Po tej imprezie zaczął się trudny okres w jego karierze. W trakcie czterech sezonów w Hercie nie zagrał ani jednego meczu ligowego. Najczęściej był nawet nie drugim, ale trzecim bramkarzem.
- Mam już tego dosyć, chcę zmienić otoczenie. W Berlinie szansę dawano wszystkim, tylko nie mnie - irytował się w 2004 roku.
Wkrótce potem pojechał na obóz bramkarzy do Anglii. Pokazał, co potrafi i szybko dostał dwie oferty, z WBA i Boltonu. Wybrał ten pierwszy klub.
Przez jakiś czas wydawało się, że trafił z deszczu pod rynnę, bo ciągle był tylko rezerwowym Russela Houlta. W końcu, we wrześniu 2004 r., doczekał się debiutu. WBA zremisowało 1:1 z Fulham, a Kuszczak został wybrany do "11" kolejki!
- To było dla mnie ogromne przeżycie. W bramce Fulham grał Edwin Van der Saar, a to przecież żywa legenda. Podałem mu po meczu rękę - opowiadał podekscytowany Kuszczak, nie wiedząc, że po dwóch latach zostanie klubowym kolegą słynnego Holendra.
Potem Polak bronił coraz częściej i coraz lepiej. W spotkaniu z Manchesterem United w jednej z ostatnich kolejek sezonu serią fenomenalnych interwencji uchronił zespół przed porażką, a w konsekwencji przed spadkiem z ligi.
- To był chyba przełomowy mecz w mojej karierze - mówił później.
Miał rację. Zachwycony nim trener MU, Alex Ferguson właśnie wtedy postanowił ściągnąć polską rewelację na Old Trafford.